wtorek, 22 lutego 2011

NIE SPAĆ ZWIEDZAĆ

Przyznaję się bez bicia, że nieco zaniedbałem ten blog.

Nie byłbym sobą gdybym nie zrzucił winy z siebie i obarczył nią kogoś, lub coś, innego. W tym przypadku, muszę się poskarżyć, na tak do tej pory zachwalane przez mnie, meksykańskie jedzenie, które najwyraźniej wreszcie pokłóciło się z moim żołądkiem. Cóż jest to namiętny i burzliwy związek ale trzymam kciuki za to, żeby nie doszło do rozstania :]

Póki co skoro przesiedziałem cały weekend w domu i jedyną atrakcją jaką odwiedziłem był Walmart, amerykańska świątynia konsumpcjonizmu, zamiast opisywać tą małą interesującą wycieczkę, cofnę się w czasie i opiszę długo wyczekiwane przez Was murale.


Zacznę od bardzo prozaicznego stwierdzenia: zdjęcia nie są w stanie oddać monumentalności tego dzieła. Mam nadzieję, że przekażą chociaż promil emocji, jakimi epatują te freski.

Z zastrzeżeniem, że żaden ze mnie znawca sztuki i że jestem już nieco starszy, przez co pewnie bardziej otwarty na doznania estetyczne, muszę przyznać, że opisywane poniżej murale zrobiły na mnie większe wrażenie niż kaplica sykstyńska.
Swoją drogą nie ja jeden niemal natychmiast porównałem oba te miejsca. Murale w Guadalajarze nazywane są "Amerykańską kaplicą sykstyńską"

...A wszystko to za sprawą Jose Clemente Orozco.

Choć Orozco nie był rodowitym Tapatillo (<- tak określa się kogoś kto urodzi się w Guadalajarze, szkoda tylko, że nikt nie był w stanie wytłumaczyć mi dlaczego...) to przyszedł na świat w tym samym stanie - Jalisco. Nic więc dziwnego, że swoje wiekopomne i najbardziej "dopieszczone" dzieło stworzył właśnie tutaj. Orozco był symbolistą, realistą, futurystą, komunistą, jak śpiewał FISZ w D.C.P - "... taki mix". Co dla nas najważniejsze i najciekawsze, to fakt, że jako dziecko bawił się prochem i w ten sposób stracił stracił lewe przedramię. Nie przeszkodziło mu to jednak stać na czele nowego artystycznego ruchu razem z Diego Rivierą (mężem Fridy) i Davidem Alonso Siquierosem. I cóż to był za ruch....



Prace nad udekorowaniem Hospicio Cabanas trwały 3 lata. Całość przedstawia burzliwą historię Meksyku, od momentu zderzenia się dwóch kultur Indian i kolonizatorów, aż po skutki rewolucji Meksykańskiej, którą sam autor oceniał bardzo krytycznie.

W obrazach przeplatają się wątki religijne, zarówno chrześcijańskie jak i zaczerpnięte z wierzeń tubylców.







Najważniejszym dziełem, koronującym całość obrazem, jest portret "El Hombre de Fuego" (Człowieka z Ognia), otoczonego przez reprezentantów pozostałych trzech, kluczowych żywiołów.




Na koniec porada, i dowód na pomysłowość Latynosów. Po co zadzierać głowę i ryzykować przetrącenie kręgów szyjnych? Skoro zadbano o to by delektować się sztuką bez trwałego uszczerbku na zdrowiu? ;]



....pomarańcze są jeszcze kwaśne...ale powinny dojrzeć lada szelest :P

...Pięknie, nie ? :D

1 komentarz:

  1. Tak, pięknie. Wspominałam, że w Warszawie rozstawili koksowniki? Serca nie masz :P 'El Hombre de Fuego' rzeczywiście robi wrażenie..

    OdpowiedzUsuń