środa, 16 lutego 2011

Do M****


Nie, nie będziemy po raz kolejny przerabiać twórczości naszego Wieszcza. Zamiast tego poruszę temat transportu miejskiego w Guadalajarze.

Po pierwsze: w tym mieście nie ma autobusów. Są "camiones" - ciężarówki. Miano "autobus" nosi autokar, który przewozi nas z miasta do miasta. Pojazdy poruszające się po wąskich zaułkach Guadalajary na pewno nimi nie są.

Na czym polega różnica, poza oczywistą, dystansem jaki pokonują te pojazdy?


Miejski camion nie ma klimatyzacji. Niby nic, w końcu w Warszawie też dopiero niedawno wprowadzono ten wynalazek, ale jeżeli weźmie się pod uwagę, że w lutym jest tutaj 27 stopni....to wyobraźnia sama podpowiada, co też się musi wyrabiać w takim autobusie w "prawdziwym lecie". Szczególnie w ramach akcji "podaruj ludziom mydło", czyli corocznych refleksjach pasażerów komunikacji miejskiej na temat tego jak bardzo można zaniedbać higienę osobistą i wciąż być w stanie "odlepić" rękę od pachy i złapać się za poręcz, zaraz obok naszego nosa. Współczynnik ten ku mojemu przerażeniu zdaje się rosnąc z roku na rok.


Camiones nie mają też jakichkolwiek amortyzatorów. Co oznacza, że plastikowe siedzenia, na których siedzimy, zamieniają się w madejowe łoże. Oparcia ewidentnie dostosowane są do typowego przedstawiciela potomków Indian. Słowem, niemiłosiernie wbijają się w krzyż, bo są za niskie.

Najgorsze są te camionety, które dostosowane są do potrzeb niepełnosprawnych. Zasadniczo oznacza to, że w camion znajduje się metalowa platforma, którą w razie potrzeby można opuścić i wykorzystać do "załadowania" wózka na pokład. Niestety jako, że całe miasto jest raczej mało przystępne dla ludzi niepełnosprawnych, niewielu z nich korzysta z tej "dodatkowej opcji". Metalowa platforma jest za to idealna do zapewniania Guadalajarze kolejnych kalek. A to dzięki temu, że w czasie jazdy można widowiskowo przelecieć przez cały autobus i wyrżnąć prosto w nieosłonięty niczym metal, albo ogłuchnąć dzięki nieziemskiemu hałasowi jaki generuje ta platforma na każdym "kocim łbie", jakimi wyłożone są ulice Guadalajary.


Teraz najciekawsze. Jak wsiąść do camion?
Cóż najpierw trzeba wiedzieć gdzie takowa się zatrzymuje. Psikus polega na tym, że w Meksyku nie istnieją przystanki autobusowe. Camion łapie się na ulicy, machając ręką jak szalony. Kierowcy często mierzą spojrzeniem poziom desperacji potencjalnego pasażera i jeżeli uznają, że u nich już jest tłoczno a nam nie zależy aż tak bardzo, pojadą dalej nawet nie zwalniając.

Miejsce, gdzie należy machać łapami, poznamy po zagęszczonym tłumie stojącym na ulicy. Jeżeli zauważycie grupę ludzi stojących w kolejce na chodniku i nie jest to kolejka po taco, bingo!, znaleźliście przystanek.

Ale najgorsze dopiero przed nami. Skoro nie ma przystanku, to nie ma też rozkładu jazdy. Nie wiemy ani jaki autobus się tutaj zatrzymuje, ani dokąd zmierza, że o informacji o tym ile będziemy na niego czekać nie wspomnę.

Ech... Gdyby tylko był ktoś, kto posiadałby te wszystkie informacje i chciał się nimi podzielić....;P


Tymczasem zdani jesteśmy na siebie i znajomość hiszpańskiego. Camionety mają oznaczenia, sugerujące w którą stronę będą zmierzać. Informacja ta znajduje się jedynie na przedniej szybie, w postaci numeru np.258, którym jeżdżę do szkoły, oraz krótkiej (zazwyczaj 5 pozycji) listy głównych punktów na trasie. Pomnę fakt, że żeby rozczytać te informacje potrzeba sokolego wzroku, a i tak zazwyczaj od szyby odbija się słońce.

Co ważne, informacja "Zapopan" czy "Tonala", choć określa kierunek jazdy i cześć miasta, w której wylądujemy, nie jest szczególnie przydatna. Sam Zapopan jest wielkości Warszawy. A my tymczasem grymasimy i nie dość, że chcemy do Warszawy to jeszcze interesuje nas śródmieście a nie Ursynów. Z takimi pasażerami to gorzej niż wojna, naprawdę...

Dodatkowo każda linia ma swoje alfabetyczne wariacje (258-A, 258-B, 258-C etc.) Autobusy o tym samym numerze, lecz z inną literą alfabetu współdzielą pewną cześć drogi. Niewiadomo jednak jaką cześć...a przydałoby się to wiedzieć.


Dobrze, znaleźliśmy odpowiedni autobus, po konsultacjach z kierowcą i towarzyszami w niedoli, czyli innymi osobami w kolejce na pseudo przystanku. Dojechaliśmy gdzie chcieliśmy, teraz chcielibyśmy wrócić.

No przecież wystarczy przejść na drugą stronę ulicy, na której wysiedliśmy!
Moglibyśmy tak zrobić, gdyby nie to, że większość ulic w Guadalajarze to wąskie zaciszne, JEDNOKIERUNKOWE, uliczki.

I tak oto szopka trwa nadal :]

1 komentarz: