sobota, 5 lutego 2011

Jak popsuć owoce - the Mexican way


Cóż jest smaczniejszego w gorący dzień niż świeżo pokrojony, ociekający sokiem owoc? Wypełniona witaminami "pychota"? Jak to kiedyś jeden pan doradzał w starym kawale: zjesz arbuza to i się najesz i napijesz.

W ITTO na pierwszym spotkaniu informacyjnym poinformowano nas, że codziennie o godz 11, kiedy to rozpoczyna się nasza pierwsza 15 minutowa przerwa, pod siedzibę szkoły zajeżdża "Pan owoc" (mutacja polskiego, biurowego "Pana kanapki"). Owoce są zawsze świeże i nikt jeszcze się po nich nie pochorował.

"Wyśmienicie!" - pomyśleliśmy, zwłaszcza, że Meksykańska piramida żywieniowa składa się głównie z mięsa, salsy,placków z mąki kukurydzianej i topionego sera.

"Pan Owoc" pojawił się punktualnie, na obwoźnym wózku z ladą miał rozłożone świeże owoce, które w zależności od osobistych preferencji kroił i wrzucał do plastikowego kubka. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że poza mango, papayą, arbuzem czy melonem za owoc uważa się tutaj również ogórka....(chapeau bas za trzymanie się ścisłej biologicznej definicji owocu)

Taka przyjemność kosztuje śmieszne 20-30 peso (dzielimy przez 4 i mamy 5 złotych za solidną porcję witamin)

Ale, ale to by było przecież zbyt piękne, a przede wszystkim nie warte całego tego wywodu.
Kiedy już sięgamy po wypełniony słodkością i zdrowiem puchar, "Pan Owoc" zadaje ostatnie pytanie: Co do tego?

Opcje są dwie:
- świeże cudowne pachnące owoce z SOSEM CHILLI
- świeże cudowne pachnące owoce z SOLĄ I SOKIEM Z CYTRYNY

Obie zabijają smak i podejrzewam, że witaminy też.

Cóż...Kiedy wejdziesz między wrony... ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz