piątek, 25 lutego 2011

Coś się kończy, coś się zaczyna....

Cytat z Sapkowskiego wydaje się jak najbardziej na miejscu.

Kurs ITTO ukończyliśmy z wyróżnieniem. Jednak przygoda w Meksyku dopiero się zaczyna.

Teraz wolni od natłoku zajęć i klimatyzowanych pomieszczeń, w których uczyliśmy, możemy wreszcie zanurzyć się w "prawdziwym" Meksyku.



Dostaliśmy propozycję pracy w Tuxtla Gutierrez w stanie Chiapas. Dla tych mniej obeznanych z topografią Meksyku (takich jak ja) informuję, że jest to stolica stanu, który znajduje się na południu kraju zaraz przy granicy z Gwatemalą.

Jedną z zalet tego miejsca jest to, że możemy wybrać ocean w którym chcemy się kąpać. Zarówno Pacyfik jak i Zatoka Meksykańska znajdują się w promieniu ok 100 km od miasta.

Wątpliwą zaletą jest subtropikalny klimat, który w nim panuje.
Choć 39 stopni w cieniu brzmi pewnie dla Was kusząco, szczególnie teraz kiedy w Warszawie pojawiły się koksowniki, to należy wziąć pod uwagę, że oddycha się tam praktycznie parą wodną. Cóż....z drugiej strony Jamajka, Jukatan, Kuba i szkoła surfingu są tak blisko jak nigdy :]

W międzyczasie dzisiaj na zajęciach, w ramach pożegnania, każdy z kursantów opowiadał coś ciekawego o swoim kraju (my wybraliśmy Śmingusa Dyngusa). Wasza wiedza nt. Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Grecji jest rozległa, wie skupię się tylko na tym co zaciekawiło mnie z opowieści Marka, naszego Meksykańskiego nauczyciela.

Otóż swego czasu w Meksyku do władzy doszedł Antonio López de Santa Anna. Wyjątkowo podła postać, która do dziś stanowi w tej części świata synonim zdrajcy.
Santa Anna różnymi podstępami (walczył i po stronie rojalistów i rewolucjonistów) zdobył (siłą) urząd prezydenta. Wprowadził w kraju tzw. "zamordyzm", na niespotykaną dotychczas skalę.


Był tak znienawidzony, że obalano go kilkanaście razy. Sam chełpił się tym jak bardzo gardzi opinią swoich obywateli i do dziś można spotkać stare fotografie pałacu prezydenckiego, przed którym z czystej przekory Santa Anna wywieszał flagę Stanów Zjednoczonych zamiast Meksyku.

Swoją drogą dyktator ten stał się symbolem kanalii (nie wiem czy pamiętacie, że Zorro walczył właśnie z nim) po tym jak sprzedał Amerykanom terytorium, które obecnie znane jest jako Arizona i Nowy Meksyk (to ponad 76 tys km kw. dla porównania terytorium Województwa Mazowieckiego wynosi 36 tys. km. kw) oczywiście całe wynagrodzenie zagarniając do własnej kieszeni.

Problem polega na tym, że nazwisko Santa Anna jest bardzo popularne w Meksyku. Może nie jak Kowalski w Polsce ale jak Nowak już na pewno :P
Jak więc uchronić rodzinę przed szyderstwami i złymi spojrzeniami? Poprzez lekkie motywacje w nazwisku. Zamiast dwóch oddzielnych słów stworzono zbitkę....domyślacie się?
nie?......no to mała podpowiedź.


W następnym odcinku relacja z dzisiejszego wypadu na Mariposas i kolejna historia rodem z Meksyku: dlaczego pracownicy firmy BIMBO (słynnego producenta chleba) nie pozwalają swoim żonom pracować.

2 komentarze:

  1. Poproszę męża z firmy BIMBO :] Mam dość pracy, pieprzę feminizm i równouprawnienie :P

    Wyróżnienie na dyplomie? Wstydziłbyś się! :P
    Ale congrats! Nowe miejsce, nowe zdjęcia, nowe relacje! Ha!

    OdpowiedzUsuń
  2. P!nka! jak to!? A co z niezależnością?! Co z noszeniem za Was ciężkich rzeczy?

    przemyśl to jeszcze. Nasza Seńora do prac nie poszła. Za to musiała wychować i nakarmić szóstkę dzieci. Z jej relacji wynika, że to jeszcze gorsza harówa :]

    OdpowiedzUsuń