wtorek, 1 marca 2011

Mariposas Monarcas




Piątek. Godzina 23:30. Właśnie wyszliśmy z imprezy pożegnalnej ITTO. Był śpiew, były tańce, było też nieziemsko smaczne jedzenie :]

Po 4 tygodniach w Guadalajarze, zdecydowanie lepiej wychodzi nam negocjowanie z taksówkarzami. Do ronda Minerva dojeżdżamy za jedyne 10 peso od głowy (tyle co za autobus).

Wsiedliśmy do autokaru, który zawiezie nas do stanu Michocan.

To tam co roku od października do lutego "zimują" Danaus Plexippus - Danaidy Wędrowne (<- polska nazwa jest niestety obrzydliwa i zupełnie nie oddaje urody tych stworzeń. W języku hiszpańskim nazywa się je królewskimi/monarchami, gdyż to one rządzą niepodzielnie w lasach Michocan)




Fenomen Motyli Monarcas polega na ich corocznych podróżach z Północnych krain Stanów Zjednoczonych i Kanady aż do Meksyku.
Oczywiście jeden motyl nie jest w stanie pokonać tych przytłaczających odległości. Droga z punktu A do B zajmuje motylom, bagatela, 3 pokolenia!

Będę niedyskretny, ale Monarcas przylatują do Meksyku nie tyle dla pogody i pięknych widoków, co dla prokreacji. Tak zwany sex trip.

Ale żeby załapać się na owadzie porno, najpierw trzeba się trochę natrudzić...







Nie jest to może droga przez mękę, ale te wszystkie budy otwierają się, kiedy tylko przyjezdni turyści zaczną hałasować. My pojawiliśmy się jako jedni z pierwszych o 9 rano. Spacer do wejścia do parku zajmuje około 20 minut (35 jeżeli się zgubicie....a wierzcie czy nie nam się to udało :P)




Dotarcie do kasy nie oznacza jeszcze końca podróży. Od kasy do motyli dzieli nas 2 i pół kilometrowe podejście. Można wynając konia za jedyne 70 pesos, i gdybyśmy nie byli tacy skąpi, pewnie wybralibyśmy tą opcję :P

Jako, że każdej "pieszej" grupie przydzielony zostaje przewodnik (nas prowadziła 17 latka z ichniejszego liceum), nie można źle wypaść, prawda?

Tak więc ścigaliśmy się z nią na tych cholernych schodach, z tym, że ona robi to rok rocznie przez 5 miesięcy, 3 do 5 razy dziennie (jak wynikało z przeprowadzonego wywiadu), więc nawet nie skoczyło jej tętno.... my z kolei dyszeliśmy, charczeliśmy, sapaliśmy i tonęliśmy we własnym pocie..ale nie odpuściliśmy ;]




Na miejscu zastała nas niespodzianka. Warto zaznaczyć, że nikt nas nie przygotował na to co zastaniemy, nikt też nie uprzedził grupy przed nami.
Dlatego też nie lada zaskoczeniem było dla nas to, że u końca naszego podejścia (znajdowaliśmy się wyżej niż Rysy) zastaliśmy cienką żółtą linkę, zapobiegającą dalszemu zapuszczeniu się w, co jak nam się wydawało było...pustym lasem.

Pan z grupy przed nami nie należał do cierpliwych, ani przyjemnych, więc zaczął głośno narzekać, że nie tego się spodziewał, że go oszukano, że wszyscy są gupi a on jest mOndry i nie będzie tutaj ślęczał bo jest zimno i on to pier...li i idzie do domu.

A wystarczyło się opanować i "naprawdę" rozejrzeć...




to jest drzewo. A na drzewie zamiast liści....nie to nie wiszą komuniści.

To motyle.




Z powodu niskiej temperatury śpią blisko siebie, skupione w wielkich grupach, żeby zachować ciepło. Wewnętrzna część ich złożonych skrzydeł stanowi idealny kamuflaż. Przynajmniej na tyle dobry, żeby zmylić ludzkie oko :]

Niestety, żeby w pełni docenić piękno tego miejsca trzeba poczekać aż słońce ogrzeje kryjówkę motyli, dostarczając im wystarczająco dużo energii by mogły wznieść się w powietrze.

Czekanie w chłodzie przez półtorej godziny nie jest już tak przyjemne. Ale na pewno warto się poświecić.

Nie da się opisać tego, co dzieje się kiedy w powietrzu unosi się kilka tysięcy motyli.
Kiedy cały las po prostu się rusza.
Kiedy człowiek boi się machnąć ręką, żeby nie zmiażdżyć kilkudziesięciu cudownie ubarwionych motyli.
Jest to niezapomniane przeżycie i mogę tylko polecić wam odwiedzenie tego miejsca. Z całego serca i zupełnie szczerze.
Jeżeli ktoś by się chciał oświadczyć.....zupełnie hipotetycznie przypuśćmy, że coś takiego mogłoby mieć miejsce.....to to wydaje się być wspaniałym miejscem do osiągnięcia najwyższych poziomów romantyzmu...i kiczu :P






















Oczywiście, jak zawsze, muszę zaznaczyć, że zdjęcia nie są w stanie oddać magicznej, nie boję się użyć tego słowa, atmosfery, która panuje w sanktuarium.

....dlatego spróbuję wrzucić mój pierwszy w życiu filmik na YouTube. Błagam o wyrozumiałość, film nie jest niczym szczególnym, ale chociaż w promilu ukazuje jak wiele się tam dzieje i jak blisko opcuje się z naturą :P

2 komentarze: