środa, 2 marca 2011

Aspiracje do hat tricka... :]

Chyba się uda. Zagwarantować Wam trzy wpisy jednego dnia :]
Chciałbym tylko podkreślić WYJĄTKOWOŚĆ tej sytuacji, bo raczej drugi raz się to nie powtórzy :P

O ostatnim punkcie podróży, Quirodze, nie mogę za wiele napisać. Głównie dlatego, że
według planu wycieczki zatrzymaliśmy się tam jedynie na posiłek i szybkie zakupy.

Poza tym, że Rafałowi udało się ustrzelić mistrzowski kowbojski, słomiany kapelusz za 25 peso, nic ciekawego się nie wydarzyło.

Nic ciekawego, poza posiłkiem jaki zjedliśmy...


Jedzenia należy szukać tam, gdzie zbierają się ludzie. Najczęściej przy jakiegoś rodzaju rynku lub bazarze.
Zasada im obskurniej, tym smaczniej jest jak najbardziej aktualna :]

Tak więc, chodzimy, patrzymy...a tu taki miły pan proponuję degustację.


No pycha! i można to dostać w taco? no to poproszę dwa dla mnie, dwa dla kolegi, jeden dla koleżanki...
Pan z wąsami nie słucha, tylko właśnie odkraja coś co wygląda na oko na połowę tyłka rosłego knura, kroi na kawałki i wrzuca na wagę.
kilo mięcha + 12 taco = 100 pesos. Bon Appétit muchachos !


Piszę to tylko po to aby uświadomić mojej mamie....że w Meksyku raczej się nie naje, chyba, że się przełamie i zaufa przypadkowo spotkanym wąsaczom, zupełnie tak jak my :]

1 komentarz:

  1. Ja bym jednak wąsaczom nie ufała - takie życiowe doświadczenie :P

    OdpowiedzUsuń