wtorek, 26 kwietnia 2011

znowu wodospad? nuuuda ;]


Tym razem nie będzie długiego opisu. W końcu niewiele potrafiłbym powiedzieć na temat pochodzenia wodospadów...

Chiflon jest miejscem podobnym do Agua Azul. Uboższym o tyle, że silne prądy ograniczają miejsca, w których można się kąpać.


Oczywiście, jak zawsze gdy kpiąca woda i dziki las występują obok siebie, miejsce to jest "romantyczne". Choćby z powodu samego nazewnictwa. 8 Pomniejszych wodospadów, które tworzy największy 123 metrowy Chiflon, nosi nazwę zainspirowaną stosunkami damsko-męskimi. Najsłynniejszy nazywa się - welonem narzeczonej (Velo del novia).

Niestety również i osoby odpowiedzialne za utrzymanie wodospadu zainspirowały się w swoim zachowaniu związkiem małżeńskim, tyle że mniej udanym.

Ponieważ Wodospad znajduje się dokładnie na granicy pomiędzy dwoma gminami, nie potrafiły się one porozumieć, co do tego, jak podzielić przychody z tłumnie odwiedzających to miejsce "lokalsów" i turystów.
Koniec końców, park narodowy Chiflon ma dwa osobne wejścia po obu stronach rzeki. Każdy z 8 pomniejszych wodospadów ma oddzielny punkt widokowy, po lewej i prawej stronie brzegu. Wszystko razy dwa, a jakby to półgłówek wymyślił.




Niezależnie od administracyjnych niuansów, Chiflon, czyli wielki gwizdek, mnie osobiście bardzo się podobał. W końcu mam dzięki niemu mam "epickie" zdjęcie :P


Po zachwycaniu się pięknem natury... Pozachwycaliśmy się bardziej nad jeziorami Montebello.

Dla wydźwięku tej historii muszę zaznaczyć, gdzie znajduje się to miejsce. Otóż 6 tysięcy 22 hektary parku narodowego Montebello z blisko (bo 98) setką jezior znajduje się po stronie Meksykańskiej. Reszta (drugie tyle) w Gwatemali.

Widzicie? Tam w oddali na pierwszym zdjęciu? To już Gwatemala :D


Montebello słynie z tego, że żadne z jezior nie jest identyczne.
Oczywiście nie mówimy tutaj o kształcie, czy wielkości tylko o kolorze...


Niestety zawiodą się Ci, którzy tak jak ja "naiwniak", spodziewają się zdjęć czerwonych, żółtych, białych czy tęczowych akwenów wodnych.

Skala waha się od mniej niebieski, bardziej niebieski do zielony (niestety mój słownik jest ubogi w nazwy kolorów). Na różnice w barwach wpływa głębokość i flora poszczególnych jezior.

A teraz.... STOP! HAMMER TIME!


Po odtańczeniu tańca radości w Oaxacańskich hajdawerach, ze smutkiem przypomniano nam, że pora deszczowa, choć wciąż odległa, zbliża się wielkimi krokami.




Po "wodnych" atrakcjach powróciliśmy do San Cristobal de las Casas, o którym już w następnym odcinku.
Stay tuned ;]

2 komentarze:

  1. ja się cieszę, żeś nie brnął w nazewnictwo kolorów. you know... ;>

    i zdejm te portki. są straszne. nawet w meksyku! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ..a ja mam wlasnie cos w temacie kolorow.. :)
    http://www.thedoghousediaries.com/?p=1406
    moze sie przyda..
    btw - blog jest super, pozdrawiam z Grojeckiej 186 :)

    OdpowiedzUsuń