piątek, 8 kwietnia 2011

Mazunte



O Mazunte niewiele moge napisac. Po prostu brakuje slow :]

450 mieszkancow, slynne na caly kraj schronisko dla zolwi i opcja spania w hamaku przy brzegu morza. Miejsce idealne, zeby wypoczac i zapomniec o troskach...

Dalismy mu jeden dzien :P w koncu odpoczelismy w Puerto Escondido a ciagnelo nas do Oaxaci, miejsca, o ktorym slyszelismy najwiecej pochwal.



Zanim jednak wyruszylismy w dalsza podroz, postanowilismy skorzystac z wspomnianej wczesniej niepowtrzalanej okazji przetrawnia nocy w hamaku.
W koncu to jedyne 40 peso! Darmo. Teraz juz wiemy dlaczego...




W hamakach spia tutaj wszyscy. Z pozoru wydawalo nam sie, ze musi to by bardzo wygodne, skoro maz wlascicielki hostelu, w ktorym sie zatrzymalismy, nie opuscil swojego legowiska przez 5 godzin jakie zabralo nam obejrzenie meczu, przejscie sie plaza, zjedzenie kolacji i szykowanie do snu.

Jak sie jednak okazalo, albo my jestesmy za duzi, albo hamaki za male, albo po prostu nie umiemy w nich spac.

Chociaz wiem, ze wzbudze swiete ourzenie, narzekajac na to, ze spedzilem noc w tak "romantycznych" warunkach, to zaryzykuje, zebyscie nie popelnili tego samego bledu.


Po pierwsze. Wcale nie jest tak cieplo, jakby sie moglo wydawac. Na to jednak bylismy przygotowani i odzialismy sie w nasze, swiezo kupione Oaxacanskie hajdawery (tradycyjne spodnie stanowiace regionalny stroj, ktore posiadaja magiczna zdolnosc chlodzenia w cieple i ogrzewania w chlodzie. Indianie posiadaja jednak pradawna wiedze. Troche mniej gustu, bo wyglada sie w nich jak MC Hammer, ktory urwal sie z polskiego zakladu psychiatrycznego).

Po drugie, beda was gryzly komary. Myslicie,ze kapiel w autanie zaradzi tej nieprzyjemnosci. My tez tak myslelismy. Slady na plecach mam do dzis. Tak tak na plecach, bo hamak jest w koncu wyposazony w niezliczona ilosc oczek takze nie ma czesci ciala, ktora bylaby bezpieczna od krwiozerczych meksykanskich mosquitos.

Po trzecie, morze nie szumi. Morze grzmi, wali, dudni, syczy slowem - halasuje, niczym banda nastolatkow na domowce. Jak tu spac obok czegos takiego. Zwlaszcza jezeli mocniejsze fale przynosza ze soba zimna bryze, ktora spada na was jak wiosenny deszczyk. Slusznie tez martwia sie ci, ktorzy z niepokojem obserwuja jak podnosi sie poziom wody. W samym srodku nocy, mozecie nagle odkryc, ze nie rozwiesiliscie hamaka nad plaza, lecz nad woda.

Skad wiem jak wygladala ziemia podemne w srodku nocy? Otoz spalem jedynie 1,5 godziny. Reszte czasu spedzilem na odganianiu komarow, drapaniu sie i wymyslaniu nowych pozycji na hamaku. W koncu udalo mi sie nawet przerzucic na brzuch. Moje swiezo docenione ego musialo jednak przelknac gorzka pigulke zawodu, gdyz hamak jak sie okazalo smierdzial niemozebnie. Wrocilem wiec do lezenia na pogryzionych plecach.



Nie ma jednak tego zlego, co by na dobre nie wyszlo. Dzieki przygodzie z hamakiem mam , co opowiadac, a Wy mozecie podziwiac piekne zdjecia wschodu slonca nad plaza w Mazunte.


1 komentarz:

  1. wschód słońca jak siemasz, TROCHĘ lepszy niż ten tunezyjski na pustyni :P i kurna żałuję, że nie widziałam jak leżysz na hamaku na brzuchu :P

    OdpowiedzUsuń