poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Oaxaca, częśc druga, czyli okolice

Drodzy Czytelnicy,

Po tygodniach zaniedbania, słabych postów i ubogich w fotografię historii z radością ogłaszam koniec posuchy. Przynajmniej na razie :] Jest internet, są historie do opowiedzenia i pomimo awarii mojego aparatu, który uległ wulkanicznemu pyłowi, dzięki Rafałowi jest też dokumentacja naszej podróży.

Dlatego w ramach bonusu i przypływu natchnienia publikuję kolejne posty.

Skończyliśmy na Oaxace ale Oaxace mieście. Niewtajemniczonym i nogom z geografii (z którymi jak najbardziej sympatyzuję) tłumaczę, że Oaxaca jest też stanem w Meksyku. Całkiem sporym. Niektórzy twierdzą, że gdy przyjrzeć się mu na mapie i zasłonić ręką terytorium poniżej gór Sierra Madre, Oaxaca przypomina kapelusz Speedy Gonzalesa...

Cóż, jest to kontrowersyjna teoria ale trafiła na żyzny grunt. Ja do dziś uważam, że Anglia na mapie wygląda jak biegnący Scooby Doo. Nie wierzycie? Pewnie nie, ale spędzicie chwilę, żeby sprawdzić :P

http://pl.transco.eu/WebArchiv.nsf/GIF/NL-England/$File/NL-England.gif




Do atrakcji Oaxaci należy m.in. najszersze drzewo świata. Podkreślam najszersze nie oznacza największe, więc proszę nie pisać rozczarowanych komentarzy, że nasz polski Bartek fajniejszy. 636 ton drewna sięgające 43 metrów wysokości z 53 metrami obwodu to też coś. Ale przede wszystkim, z powodu mieszkającego w nim ptactwa, sprawiające wrażenie zatłoczonego skrzyżowania w Tokyo. Hałas jest zaskakujący.




Kto był na wycieczkach w Turcji, Tunezji czy Egipcie, wie że od ruin, zabytków czy cudów natury ważniejsze są, dla niektórych, wizyty w "zakładach rzemieślniczych". Ponieważ po zasięgnięciu jeżyka dowiedzieliśmy się, że właśnie zorganizowane wyjazdy są najbardziej ekonomiczne, i my doświadczyliśmy przywileju zawitania do tradycyjnego zakładu pracy.

Przez 10 minut tłumaczono nam z czego powstają naturalne barwniki, jak zamienia się wełnę w nitkę, a nitkę w dywan/torbę/bluzę/matę. Przez 40 dano nam czas do namysłu, czy aby na pewno nie chcemy mieć takiego cudeńka u siebie w domu - cena promocyjna ;



Wełna, wełną, przejdźmy do rzeczy ciekawszych. Fabryka Mezcalu!
Najpierw mały wykład. Czym rożni się tequila od mezcalu? Niczym.
Oba te alkohole powstają w ten sam sposób. Jedyna różnica obecnie polega na tym, że tequilę produkuje się masowo dlatego też udoskonalono proces jej wytwarzania, przez co zatraciła ona posmak dymu, który mezcal wciąż utrzymuje dzięki destylacji w piecu opalanym drewnem.

Skąd więc inna nazwa? To już sprawa marketingu. Jak w przypadku francuskiego szampana i hiszpańskiej cavy, jeżeli zależy nam na "oryginalnym" smaku z danego regionu będziemy wiedzieć po co sięgnąć.

Mezcal, jak tequilę produkuje się z sfermentowanej agawy. Już w czasie indian potrafiono wytworzyć alkohol. Ściętej agawie pozwalano sfermentować a następnie ważono z niej piwo. Jednak dopiero hiszpańscy konkwistadorzy nauczyli tubylców procesu destylacji, a tym samym jak produkować "większe procenty".

W ramach wycieczki, darmowa degustacja.
(Pan przewodnik też sobie nie żałował :])

No to siup.


A wspominałem, że Mezcal smakuje jak paliwo do zapalniczek?....



Przechodzimy do głównego punktu programu. Mitla. Kiedyś ogromne miasto, które katolicyzm z typową dla siebie subtelnością zburzył tak aż nie ostał się kamień na kamieniu. Prawie...

W końcu żołnierze, którzy w imię nadstawiania drugiego policzka i miłowania swojego bliźniego dzień w dzień, w pocie czoła, zamieniali cywilizację w gruzy, musieli gdzieś odpoczywać. Jako, że sami nie byli na tyle zmyślni, żeby coś zbudować, a lokalnych rzemieślników zatrudniono do budowy kościoła, trzeba było się zadowolić tym co pozostało.

Pozostał jeden dom. Siedziba wysoko postawionej rodziny z plemienia Zacatecas, który możecie podziwiać na zdjęciach.



Muszę jednak oddać sprawiedliwość konkwistadorom. Meksyk poniekąd sam pomógł się podbić.

W Mitli znajdował się jeden z największych ośrodków religijnych na tym terytorium. Potęga tego miejsca, była dla nas tak właściwie niewyobrażalna. Kiedy w Europie, co chwila wybuchały wojny, a granice zmieniały się jak w kalejdoskopie, Mitl umacniała swoją pozycję, poszerzała swoje terytorium i rozwijała się w niewyobrażalnym (wtedy) dla nas tempie.

W czasie swojej największej świetności w samym mieście żyło 75 tysięcy ludzi. W Londynie mieszkało wtedy około 50 tys. Jednak nic nie trwa wiecznie.

Zacateckom zaczęli zagrażać brutalni aztekowie z północy. Zanim ostatnia łódź z wyprawy Krzysztofa Kolumba dotarła do brzegów nowego świata w Mitli żyło juz tylko 2,5 tys. osób. To tętniące życiem miejsce zamieniło się w miasto duchów. Indianie mordowali się na skalę masową. Aztekowie budzili postrach w całej Ameryce Środkowej. Kiedy tylko konkwistadory przyznali się do aspiracji podboju ich terytorium wiele plemion pospieszyło im z pomoca w osiągnięciu tego celu.

Osłabione i skłócone z sobą plemiona w Meksyku nie stanowiły już tak groźnego przeciwnika.


Czas na ostatni punkt programu - Hierva el agua

Mówią, że to wodospad. Nie wspominają, że z kamienia.
Wody gruntowe w okolicy są pełne minerałów. Ciśnienie jakie wytwarza się w podziemnych tunelach jest na tyle silne, że woda wycieka z szytó dwóch pobliskich gór.
Nie spodziewajcie się jednak gejzeru, ani nawet sikawki z waszego ogródka. bardziej kałuży w której topi się żaba.

Wystarczy jednak parę milionów lat takiego bul, bul, bul, żeby minerały zawarte w wyciekającej ze szczytu góry wody skrystalizowały się, tworząc bajeczne żleby opadające w dół zbocza.

Co jest wisienką na torcie, składającym się z cudownego widoku na Sierra Madre, i fantazyjnych kształtów jakie nadały okolicznemu krajobrazowi zawarte w wodize minerały?

To, ze bulgocząca woda utworzyła kilka naturalnych basenów, w których jeżeli tylko macie odpowiednie ubranie, można się pluskać.

Jacuzzi na szczycie wieżowca. Phi! Matka natura wpadła na to o wiele wcześniej :]


1 komentarz: